FRAGMENT
Siostra
Beatrycze
Legenda
hiszpańska
spisał
Cristobal Lozano
Żyła kiedyś
w jednym klasztorze mniszka imieniem Beatrycze, którą Bóg obdarzył
wszystkimi swoimi łaskami. Jej cnoty służyły wszystkim za przykład i
w klasztorze, i poza nim, a jej uroda przyciągała ku dobru
tych, którzy ją podziwiali.
Pewien
kleryk, który dzięki swoim sukniom miał swobodny dostęp do klasztoru,
zaczął nadskakiwać siostrze Beatrycze w sposób, który miał uchodzić
za nabożny, lecz nabożnym zgoła nie był. Chociaż mniszka była cnotliwa
i całkowicie oddana Najświętszej Pannie, u której stóp modliła
się i śpiewała przez wiele godzin dziennie, w końcu zaczęła
skłaniać ucho ku podszeptom uwodziciela i znajdować upodobanie
w jego zalotach.
Wytrwałość
kleryka była tak wielka i tak długo trwały jego zabiegi, że pewnego
dnia Beatrycze uległa, a zapominając, do kogo należy, obiecała
zaspokoić żądze młodzieńca. Obowiązki ogrodniczki i furtianki, jakie
pełniła w klasztorze, sprzyjały ich planom. Furta stała przed nią
otworem, gdyż przecież to Beatrycze miała pieczę nad wszelkimi kluczami.
Dość powiedzieć, że zrobiła ze swej władzy użytek i niby głupi motyl
rzuciła się w płomień miłości.
Myliłby się
jednak ten, kto by sądził, że mniszka zaprze się swojego oddania Maryi.
Oto kiedy już postanowiła popełnić grzech świętokradczy, to nim
przekroczyła próg klauzury, wzięła klucze, które zostały jej powierzone,
i poszła, by paść na kolana przed ołtarzem Matki Boskiej, mówiąc
wśród łez:
– Pani moja
i Królowo, przez cały ten czas służyłam Ci z całym oddaniem
i miłością, do jakiej byłam zdolna, nikt więc nie mógł mi
w niczym przyganić. Stałam się strażniczką klasztoru i starałam
się spełniać moje obowiązki uważnie i sumiennie. Dzisiaj zagubiłam
się w szaleńczym pożądaniu i nie starczyło mi sił, by je
przemóc. Weź więc klucze od swojego domu. Powierzam je Tobie, gdyż
odchodzę i czuję, że jestem
zgubiona.
Położywszy
klucze na ołtarzu Najświętszej Panny, Beatrycze przekroczyła próg
klasztoru, gdzie czekał na nią złodziej jej duszy. Ten powiódł ją
z sobą i wykorzystał, jak
chciał.
Po kilku
dniach jednak, znudzony wielce, gdyż zaspokoił swą zachciankę, lubieżny
kleryk porzucił uwiedzioną na środku ulicy. Zatrwożona Beatrycze nie
wiedziała, dokąd iść. Od krewnych czekałoby ją nie wsparcie raczej, a
pogarda i przygana. Gdyby wróciła do klasztoru, musiałaby znieść
urągania i szyderstwa ze strony innych sióstr. Wreszcie wybrała
wyjście najgorsze: sprzedawała swoją urodę każdemu chętnemu. Z czasem
miała wspaniały dom, żyła wśród uczt i klejnotów i nikt nie
poznałby w tej wszetecznicy mniszki tak niegdyś pobożnej
i cnotliwej.
Tak minęło
piętnaście lat. Zdawało się, że Beatrycze zapomniała o wszystkich
swoich obowiązkach, ale dawne nabożeństwo do Matki Boskiej nie zgasło
w jej sercu. Tliło się gdzieś pod spodem niby ogień i często
wracały jej na myśl minione czasy spędzone na służbie Maryi Dziewicy.
Wtenczas to Matka Boska sprawiła, że Beatrycze zapragnęła powrócić do
klasztoru, by dowiedzieć się, co też o niej mówią. Ta ciekawość była
haczykiem, który Matce grzeszników posłużył, by swoją dawną służebnicę
doprowadzić do bramy łaski.
Poszła więc
Beatrycze do klasztoru ubrana w bezwstydny strój z koronek
i wstążek, w którym nikt nie mógłby jej poznać. Wezwała odźwiernego
i zapytała, czy znał niejaką siostrę Beatrycze: czy żyje wciąż,
a może już brak jej wśród żywych, a jeśli tak, to jakie
wspomnienie o niej zachowano
w klasztorze.
– Siostrę,
o której mówisz – odparł odźwierny – znam dobrze, bo od wielu lat ma
pieczę nad kluczami do klasztoru. Jest bardzo cnotliwa, prawdziwa święta,
świeci przykładem dla innych mniszek. Wcale się nie zmieniła od dnia,
kiedy jako dziewczę wstąpiła do zakonu. Co więcej, wszystkie
zakonnice szanują ją i kochają.
Wstrząśnięta tymi słowami Beatrycze snuła tysiące przypuszczeń.
Może to jakiś żart? Może jej ucieczka została zatajona przed wszystkimi,
żeby zachować dobre imię klasztoru? A może jakaś inna Beatrycze zajęła jej
miejsce?
Odźwierny
odszedł i Beatrycze już miała sobie pójść, kiedy stanęła przed nią
Najświętsza Panna w postaci, jaką Beatrycze doskonale znała. Była to
niewiasta podobna wielce do figury ustawionej na ołtarzu, przed którym
niegdyś przez lata się modliła.
– Beatrycze
– rzekła Najświętsza Panna – ponieważ służyłaś mi z takim oddaniem
i taką miłością, przez piętnaście lat zajmowałam twoje miejsce,
wykonując twoją pracę, przybrawszy twoją powierzchowność, dbając
o ogród i kościół, jak przystoi zacnej mniszce. Nikt więc nie
dowiedział się o twojej nieobecności, nikt też nie wie, co się stało.
Idź zatem do swojej celi, weź klucze, bądź znów tą, którą byłaś,
i odpokutuj za grzechy!
Matka Boska
w jednej chwili zniknęła. Rozradowana Beatrycze weszła przez otwartą furtę
klasztorną, wśliznęła się tak, że nikt jej nie widział, zamknęła się
w celi, by zmienić strój, po czym wmieszała się między inne
siostry. Zaraz spostrzegła, że jej obecność żadnej nie zdziwiła, jakby
naprawdę przez cały czas nie opuszczała
klasztoru.
Widząc tak
przedziwny cud, Beatrycze podziękowała Najświętszej Pannie
z największym żarem, leżąc krzyżem u Jej stóp i płacząc
palącymi łzami. Potem odbyła wielką pokutę z włosiennicą
i dyscypliną nie po to, żeby tak wielki cud pozostał utajony, lecz by
świat dowiedział się, jak Najświętsza Panna pomaga tym, którzy są Jej
oddani.
O wszystkim
zaś, co się wówczas wydarzyło, sama Beatrycze opowiedziała swojemu
spowiednikowi, ten gdzieś to zapisał, po jego śmierci kto inny skopiował i
tak dotrwało to do naszych czasów…
|